„Aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez Jezusa Chrystusa” (1P 4,11) | |||
|
Świadectwo s. Taidy – albertynki z Usola Syberyjskiego Świętej pamięci ks. Bronisław spędził ostatnią noc w swoim życiu w naszym albertyńskim domu z dnia 7.07.08 na 8.07.08. Do naszego domu w Usolu przyjechał wieczorem na rowerze 7 lipca w poniedziałek, nie używał telefonu komórkowego i nie mógł dokładniej poinformować nas o swoim przyjeździe stad też trochę czekał na moją wspólsiostrę – s. Renatę. Ja w tym czasie byłam w drodze powrotnej z Bracka do Usola. Ksiądz Bronisław, czekając trochę na siostrę Renatę, zdążył się zapoznać z naszymi sąsiadami rozmawiając ze starszymi po rosyjsku, a z młodszymi (wnuczkami) po angielsku. Informacje te przekazali mi sąsiedzi po usłyszeniu wiadomości o śmierci w lokalnej telewizji. Sąsiedzi zapamiętali go jako pogodnego, interesującego człowieka. Po spotkaniu z s. Renatą, wprowadził rower do garażu, wypił herbatę z siostrą i położył się spać w pokoju gościnnym. Ja, wróciwszy z Bracka (miasta oddalonego od Usola o 600 km) o godz. 23, dowiedziałam się, że gościmy ks. Bronisława, który właśnie wypoczywa przed jutrzejszą dalszą trasą. O przyjeździe ks. Bronisława wiedziałyśmy już wcześniej, spodziewaliśmy się go 8 lipca, tak się wstępnie umawiał ze mną przy pierwszym naszym przypadkowym spotkaniu, które miało miejsce 28 czerwca na dworcu autobusowym w Irkucku. Wówczas spotkałam ks. Bronisława w towarzystwie znajomego mi ojca klaretyna antoniego Badury, ojca prowincjała salezjanina Jana z Warszawy i jeszcze jednego turysty świeckiego z Polski. Spotkanie było przypadkowe i krótkie, niespodziewane i miłe. Znajomy nam Ojciec Antoni i wyżej wymienione osoby, w tym ks. Bronisław, wyruszali busem do turystycznej miejscowosci Olchon – wyspa na Bajkale – ja i s.Karolina wsiadałyśmy z 22-osobową grupą starszych dzieci do autobusu, do Listwianki nad Bajkałem. Ojciec Antoni przedstawił swoich towarzyszy, w tym też ks. Bronisława, który umówił się ze mną na nocleg w naszym domu w Usolu 8 lipca. Dowiedziałam się wtedy, że ksiądz będzie jechał na rowerze i że nie ma ze sobą telefonu komórkowego (jestem wolnym człowiekiem – powiedział z uśmiechem), w razie czego zaczeka. Zapamiętałam tę informacje i ciepły uśmiech księdza. Odniosłam wrażenie, jakbyśmy się już dobrze znali. Drugie nasze przypadkowe spotkanie miało miejsce też w Irkucku, 3 lipca, tym razem na przystanku tramwajowym. My z grupą dzieci wracaliśmy z Listwianki, a ks. Bronisław w tym samym co poprzednio towarzystwie wracał ze swojej wyprawy. Spotkanie było niespodziewane, przelotne i miłe dla obu stron. Na twarzy ks. Bronisława gościł ten sam spokojny i ciepły uśmiech. Ja do znowu spotkanych księży wypowiedziałam słowa: mamy do siebie szczęście. Trzecie nasze spotkanie nastąpiło rano we wtorek – 8 lipca. Ksiądz już po godzinie szóstej modlił się w kaplicy, potem odprawił mszę św., w której uczestniczyłam tylko ja, gdyż s. Renata pojechała do pobliskiego klasztoru sióstr karmelitanek, żeby zawieźć jedną z sióstr na lotnisko do Irkucka. Ksiądz Bronisław odprawił mszę św. w intencji naszej Albertyńskiej Wspólnoty w Usolu. Msza była ze wspomnienia bł. Jana z Dukli. Ksiądz powiedział króciutkie kazanie, w którym nawiązał do czynów miłosierdzia, do br. Alberta, do naszego Albertyńskiego Dzieła Miłosierdzia na Syberii i do miłosiernych czynów Jana z Dukli. Ja po mszy św. podziękowałam księdzu, na co ksiądz odpowiedział – to ja siostrom dziękuję. Poczęstowałam księdza śniadaniem. Niestety towarzyszyłam mu tylko przelotnie, gdyż mimo tak wczesnej godziny (8 rano) pomagałam dwójce znajomych studentów w wypełnieniu ankiety – wniosku o stypendium fundacji Semper Polonia, którą oni mieli szybko zawieźć do polskiego konsulatu w Irkucku. Ksiądz to doskonale rozumiał. Był pogodny, dobrze się nam rozmawiało, chociaż krótko. Na nic się nie skarżył. Był świetnie zorganizowany – pościelone lóżko, spakowane rzeczy i rower z garażu, i już gotowy do drogi. Nie krył podziwu dla naszej pracy z dziećmi w Usolu i podobała się mu też moja uśmiechnięta postawa, którą zapamiętał jeszcze z poprzednich spotkań. Złożył na moje ręce ofiarę na dalszą pracę z dziecmi (50 dolarów amerykańskich). To wszystko z życzliwością i uśmiechem. Dowiedziałam się od niego, że jedzie do Krasnojarska. Zapytałam, ile km robi dziennie. Odpowiedział, że to zależy od trasy, zwykle jest to około sto kilometrów dziennie. Zapytał mnie, jak daleko od Usola jest Czeremchowo – ja powiedziałam, że nie wiem dokładnie, na co ksiądz – a ja wiem – 70 km. Ja jeszcze zapytałam, gdzie ks. będzie nocował dzisiaj. Odpowiedział z uśmiechniętym zawierzeniem – gdzie Bóg da, siostro! Bardzo mi się to spodobało. Po uzyskaniu informacji o śmierci księdza słowa te nabrały dla mnie jeszcze innego znaczenia – Pan już dziś przygotował dla wiernego sługi nocleg w niebie. Jestem Bogu wdzięczna za spotkanie z ks. Bronisławem. Dla mnie był on przykładem szczęśliwego mężczyzny, w sposób szczególny oddanego Bogu w kapłańskim powołaniu. Informacja o śmierci zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, ale nie druzgocące – jestem przekonana, że ks. Bronisław jest w niebie i oręduje za mną. Jestem otwarta na dalszy kontakt. Przekazuję wyrazy współczucia Wszystkim, których dotknęła śmierć ks. Bronisława, i modlę się w ich intencji. Z wyrazami głębokiego szacunku – siostra Taida – albertynka z Usola Syberyjskiego – mająca szczęśćcie uczestniczyć w ostatniej mszy św. odprawionej przez ks. Bronisława i podawać mu ostatnie śniadanie. Szczęść Boże! |